Automobilista 9/2017 (209)

Elektromobilność szansą dla oldtimerów?

Od lat posiadacze pojazdów zabytkowych zastanawiają się, kiedy poziom techniki i zamiary producentów spowodują, że zabraknie zdolnych do jazdy oldtimerów. Żyjemy wszak w kulturze jednorazówek, które wręcz muszą po określonym czasie lub przebiegu powędrować do zakładu recyklingu. 

Kiedyś końcem spalinowej motoryzacji miał być brak ropy naftowej i pewnie nadejdzie moment, gdy zapasy jej się wyczerpią, ale jak pamiętam, wyznaczano już kilka dat ostatecznego jej kresu. Obecnie, paradoksalnie może okazać się, że elektromobilność będzie szansą dla oldtimerów. Dzięki niej zmniejszone zapotrzebowanie na ropę być może spowoduje, że dla naszych pojazdów starczy jej na wiele lat, a sceny z Mad Maxa pozostaną w sferze fikcji. Na razie ogromnym konsumentem ropy jest lotnictwo pasażerskie i nic nie słychać, aby ktoś wymyślił coś elektrycznego do samolotów odrzutowych. Na marginesie – mało kto wie, że już dzisiaj zużywają mniej niż 4 litry/100 km na jednego pasażera i to przy prędkości około 900 km/h. 

Na razie jednak posiadacze pojazdów z lat 70. i późniejszych będą coraz intensywniej poszukiwać elementów z tworzyw sztucznych – desek rozdzielczych, zderzaków, rozmaitych zbiorniczków, kloszy lamp i galanterii wykończeniowej. To może się okazać impulsem do ich wytwarzania w małych zakładach, ale nie liczmy, że będzie tanio, bo o cenie decyduje skala produkcji. Nie można też zapomnieć o elektronice sterującej, ale tu jestem dziwnie spokojny, bo największe koncerny ją produkujące już otwierają działy „classic”. 

Nie wierzę też w skuteczne działania „zielonych” próbujących przesadzić świat na rowery, bo oldtimery to dzisiaj potężny biznes zatrudniający setki tysięcy, jeśli nie miliony fachowców. Najważniejsze jest jednak to, że sprawiają prawdziwą radość nie tylko ich posiadaczom. 

Jerzy Kossowski

Dzięki elektromobiliności może zostanie trochę ropy dla oldtimerów!