Mitsubishi Pajero to reprezentant najciekawszego i najlepszego okresu w historii osobowych samochodów terenowych – metaforyczny szczyt wzniesienia, korona motoryzacyjnego stworzenia. Dlaczego tak uważamy, wyjaśniamy na przykładzie wyjątkowo zadbanego egzemplarza. (04/24)
Z wojska do cywila
Samochody zdolne do forsowania bezdroży to w gruncie rzeczy zdemobilizowane i dostosowane do oczekiwań cywilnych odbiorców pojazdy wojskowe. Oczywiście, Ford T nie był autem z założenia militarnym, a dawało się nim pokonać świeżo zaorane pole, ale on był taki dlatego, że powstał w czasach, kiedy nie istniały drogi, jakie znamy dzisiaj. Gdy już powstały, auta zaczęto zawieszać znacznie niżej, co stworzyło potrzebę budowania specjalnych pojazdów pozwalających dotrzeć tam, gdzie nie było asfaltu ani nawet ubitej ziemi.
Samochód nie tylko na drogę
Okazało się, że nie tylko armia potrzebuje takiego wszędobylskiego sprzętu. Właściciele domów poza miastem i fani wszelkiej maści rekreacji na łonie przyrody również chętnie kupowali samochody z dużym prześwitem i napędem 4×4. Ich wojskowy rodowód sprawiał jednak, że były to maszyny surowe w obyciu i spartańsko wyposażone, nastawione na dowiezienie kierowcy do celu, a nie na komfort tej podróży. Ale że klient płaci i wymaga, z czasem nawet terenówki musiały (przynajmniej w kabinie) upodobnić się do pojazdów bardziej mieszczańskich.
Kto późno przychodzi, wyciąga wnioski
Nie o to tutaj chodzi, by spierać się o pierwszeństwo, ale przyjęło się uznawać Range Rovera za prekursora wszystkich samochodów łączących bezkompromisowe umiejętności przedzierania się przez dzikie ostępy z traktowaniem pasażerów lepiej niż worki z ziemniakami. Pomysł trafił na podatny grunt i znalazł wielu naśladowców, a widoczne na naszych zdjęciach Mitsubishi Pajero uważamy za jego szczytową formę.
Dlaczego? Otóż, w połowie lat 80., kiedy powstawał nasz bohater, poziom wyposażenia aut terenowych dorównał już zwykłym osobówkom, a jednocześnie samochodów tych nadal nie żal było zabrać w ciężki teren z obawy o porysowanie drogiego lakieru lub urwanie jakiegoś zamontowanego zbyt blisko podłoża elementu wykonanego z plastiku. Pajero wyprzedzało jednak rywali o kilka długości, a przy tym pozostawało przystępne cenowo, w odróżnieniu od Range Rovera, którego dziś zalicza się do segmentu premium. Przykład najnowszej Toyoty Land Cruiser pokazuje, że być może zaczniemy wracać do właściwych proporcji „terenówki w terenówce”, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, więc z odkorkowaniem szampana jeszcze się wstrzymamy. Tym bardziej, że linia modelowa, na której tu się skupiamy, wygasła w 2021 r., po 40 latach produkcji. Wygrały SUV-y i crossovery.
Wiele imion, jedna zasadnicza innowacja…
Pajero, na niektórych rynkach zwane Montero lub Shogun, zadebiutowało jesienią 1981 r. na salonie w Tokio i gdy wiosną ’82 ruszyła sprzedaż, oznaczało to wycofanie z gamy produktowej wywodzącego się jeszcze z czasów II wojny światowej modelu Mitsubishi Jeep Delivery Wagon. Przeskok technologiczny był olbrzymi, ale solidną konstrukcję ramową, gwarantującą dzielność w terenie, zachowano. Nowością tamtych czasów było wprowadzenie do palety silnikowej turbodiesli – dziś tak oczywistych, że trudno kupić dużego offroadera z inną jednostką napędową. Jednocześnie w ofercie pozostały benzynowce, więc napis „turbo” na burcie może być mylący.