– On był taki, że gdyby faktycznie zaczęli go robić, to ludzie zwykłego Malucha kupowaliby z większą chęcią – mówi Marek Kuc o Fiacie 126NP.
– Jako furgonetka on nie miał sensu – komentuje Bombla Grzegorz Sztobryn.
Fiat 126p był samochodem, który dość mocno starano się uatrakcyjnić. Powstały rozmaite wersje rozwojowe, a niewdrożenie ich do produkcji urasta w opowieściach do niepowetowanej straty polskiej motoryzacji. Spójrzmy zatem, czy któryś z prototypowych Maluchów miał sens.
Zaczęło się od trzech
Produkcja Fiata 126p ruszyła w 1973 r. Prawie równolegle w bielskim Ośrodku Badawczo-Rozwojowym rozpoczęto opracowywanie wersji, które z malutkiego Fiata uczyniłyby samochód na różne okazje. Pracami kierował prof. Cezary Nawrot, a zaprojektowanie trzech odmian nadwoziowych powierzono warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W ten sposób w ASP powstały sylwetki Malucha kombi, dostawczego i wydłużonego. Mowa o Maluchach nazwanych później Combi, Bombel i Long. Na początek skoncentrowano się na dostawczaku. Tak w 1974 r. narodził się Bombel.
Jak powstał Bombel?
Zgodnie z projektem, przestrzeń za głową kierowcy zajęła nakładka z żywicy poliestrowej wzmacnianej włóknem szklanym. Kształtem przypominała bąbla, ale nazwę prototypu dla żartu postanowiono napisać z błędem. Część dachu i słupki po prostu wycięto, tworząc w ten sposób nadwozie typu pikap. Ingerencję w komorę silnika odrzucono – Bombel miał powstać możliwie najmniejszym nakładem pieniężnym, a i wersja finalna, dostępna ewentualnie w późniejszej sprzedaży nie mogła być droga. W efekcie ułożenie silnika pozostało bez zmian, co wpłynęło na bardzo wysoki próg załadunku. Ponieważ podłoga skrzyni ładunkowej znajdowała się wysoko, jej pojemność nie była powalająca, choć jednocześnie nie tak mała, jak można by przypuszczać. Dodatkową przestrzeń ładunkową zapewniała luka powstała po wyjęciu tylnej kanapy. Kabinę kierowcy od skrzyni ładunkowej oddzielała siatka rozpięta od dachu do znajdującej się pod skrzynią podłogi.
Przygotowując w 1978 r. Malucha z napędem na przednią oś, skonstruowano tak naprawdę zupełnie nowy samochód, który z Maluchem tożsamy był tyle o ile. Lista wszystkich wprowadzonych modyfikacji jest pokaźna, więc na ten temat można napisać cały artykuł. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do „Automobilisty” z marca 2006, gdzie ze szczegółami przedstawiono techniczne różnice pomiędzy Fiatami 126p a 126NP.
Warto jednak wspomnieć, że w Ryjku w miejscu stosowanej w seryjnych Maluchach przekładni ślimakowej, zastosowano przekładnię zębatkową. Stopień jej zużycia sprawił, że kwalifikowała się do wymiany. Schody zaczęły się w momencie doboru nowego elementu. Okazało się, że przekładnia pasuje od Bisa, ale… w wersji z kierownicą po prawej stronie. Element okazał się nieosiągalny, więc zlecono regenerację oryginału.
Plusy Ryjka
Jakie zalety miał Fiat 126NP? Marek Kuc do plusów auta zalicza maskę, która w końcu otwierała się jak w normalnym samochodzie. Ponadto Ryjek był dość żwawy. Prowadził się mniej więcej jak Cinquecento, czyli dobrze, a na pewno lepiej niż Maluch.
Niewątpliwym walorem był też bagażnik, który poza tym, że był w stanie przewieźć więcej, to dodatkowo niezamierzenie generował sytuacje komiczne. Jedną z nich była ta z przejścia granicznego Polska – Litwa. Ponieważ rzecz działa się w czasach sprzed swobodnych przejazdów pomiędzy państwami, Fiat poddany został typowej kontroli. Polski celnik polecił otworzenie bagażnika i zaczął szarpać za maskę. Tłumaczenia, że w tym egzemplarzu bagażnik jest z tyłu, nie tylko nic nie dały, ale zostały wręcz odebrane jako robienie sobie żartów z funkcjonariusza straży granicznej. Pomogło dopiero otworzenie przez pana Marka tylnej klapy, pod którą ukazały się plecaki. Strażnik zabrał paszporty, zniknął w budce, a gdy po chwili wrócił, towarzyszyła mu cała grupa obecnych akurat na zmianie zaciekawionych kolegów.
No to może silnik na ropę?
Skoro Maluch z napędem na przód był pomysłem gorszym, niż się wydawał, to może nie przenoszenie jednostki napędowej, a jej wymiana na zupełnie inną mogła być kluczem do sukcesu? Taki pomysł pojawił się w latach 80. Powody, dla których wydawał się on słuszny, były dwa: po pierwsze, w latach 1976-1989 benzyna była na kartki. Po drugie, spalanie Malucha nie było wcale symboliczne, biorąc pod uwagę pojemność i możliwości jego silnika.
Fiata 126p z silnikiem diesla zademonstrowano w październiku 1986 r. na Stadionie X-lecia podczas wystawy polskiej motoryzacji. Ponieważ japoński motor był większy i cięższy, konieczne okazało się wprowadzenie szeregu zmian w tylnej części nadwozia. Ostatecznie silnik, podobnie jak chłodnicę z wentylatorem umieszczono wzdłużnie.