Rzadko pokazujemy w „Automobiliście” dwa razy ten sam samochód. Lecz tym razem okazja jest wyjątkowa, gdyż historia Corda, którego opisaliśmy w numerze 254, znalazła ciąg dalszy. (04/24)
Był ruiną piękną i tak niespotykaną, że zdecydowaliśmy się go przedstawić, gdy tylko znalazł się w Polsce. Stała za nim opowieść o fascynacji i uporze człowieka owładniętego pragnieniem wskrzeszenia marki, która rozbłysła na krótko, ale pozostawiła po sobie niezatarty ślad. Kogoś, kto realizował plany nawet, jeśli wydawały się zupełnie nierealistyczne. Wizjonera, który nigdy nie dawał za wygraną. Nauczyciela w stylu pana White’a z „Breaking Bad”.
Jeśli sięgniecie po numer 254 dowiecie się wszystkiego. Pokrótce przypomnę, że Glenn Pray uczył techniki w Broken Arrow na przedmieściach Tulsy w Oklahomie, a popołudniami dorabiał jako mechanik samochodowy. Z determinacją zakrawającą na bezczelność przejął prawa do marek Auburn, Cord i Duesenberg, a potem włożył mnóstwo pracy, aby zaprojektować samochód, który byłby nowoczesną kontynuacją Corda 810/812. Nawiązał między innymi kontakt z Gordonem Buehrigiem, twórcą sylwetki Corda. Zbliżała się połowa lat 60., Buehrig pracował od dawna w General Motors, ale zapalił się do pomysłu. To on zaproponował, aby dostosować Corda do nowych czasów i skrócić rozstaw osi w proporcji 8:10. Tak też zrobiono, a krążące wśród pracowników Praya określenie Cord 8/10 rozpowszechniło się i jest używane jako nazwa modelu. Nader zręczna, gdyż nawiązująca do przedwojennego 810. Oficjalnie auto nazywało się Cord Sportsman, a w wersji doładowanej Supercharged.
Prey nie poszedł na skróty. Wskrzeszony Cord miał przedni napęd tak jak pierwowzór. Wykorzystano kompletny zespół napędowy Chevroleta Corvaira: chłodzony powietrzem, 6-cylindrowy silnik typu bokser oraz połączoną z nim skrzynkę biegów ręczną lub automatyczną. Lecz zamiast ulokować go przy tylnej, umieszczono go przy przedniej osi. Nowy Cord o rok wyprzedził przednionapędowego Oldsmobile’a Toronado, który w aurze awangardy wszedł na rynek w październiku 1965 jako model na rok 1966.
Równie nietypowa była karoseria. Wykonano ją z nowatorskiego wówczas tworzywa ABS, nazywanego niekiedy „syntetyczną stalą”. Produkowała je firma US Rubber Co. (Uniroyal) pod nazwą handlową Royalite. Do Preya znów uśmiechnęło się szczęście. Będąc u Buehriga spotkał przypadkiem przedstawiciela US Rubber Co. i doszli do porozumienia. Firma dostarczała Preyowi gotowe komponenty nadwozia, czym chętnie się chwaliła. Cord wziął udział w jej reklamie: z prędkością 50 km/h przebił ceglany mur, nie odnosząc „poważnych obrażeń”. Kierowca wyścigowy John Fitch, który uczestniczył w próbie, też wyszedł bez szwanku. Dziś ABS jest wykorzystywany m.in. w drukarkach 3D.
Historia warta opowiedzenia
Auto zadebiutowało 8 sierpnia 1964 r. Do czerwca 1966 r., gdy firma zbankrutowała, powstało 97 sztuk. Glenn Pray chciał zbudować „prestiżowy, amerykański odpowiednik Rolls-Royce’a”. W praktyce Cord był znacznie tańszy. Początkowo kosztował około 4700 dolarów, a pod koniec produkcji blisko 6000. Był to poziom Cadillaca, ale sporo analogii łączy Corda z Porsche. Sześciocylindrowy bokser to tylko jedna z nich. Podobnie jak w przypadku niemieckiej marki, bardzo wysoki odsetek Cordów Glenna Preya przetrwał i pozostaje w użytku. Klub miłośników tych aut doliczył się, że w ruchu wciąż jest ponad 70%. Cześć z nich służy do codziennych dojazdów, ale większość właścicieli używa ich od czasu do czasu dla przyjemności.
Opinie na temat tych aut są podzielone. Niektórzy traktują je jak repliki przedwojennych Cordów, ciekawe tylko o tyle, że były jednymi z pierwszych tego typu aut na rynku. Inni natomiast uważają, że przypomniały po latach zapomnianą już nieco markę i ożywiły ją w wyobraźni ogółu. Większość zgadza się, że są fascynujące co najmniej z dwóch powodów. Pierwszy to niezwykła osobowość Glenna Praya, jego upór i niekonwencjonalne działania, jakie podjął, aby zrealizować marzenia, a drugi to interesująca konstrukcja samochodu, obejmująca przedni napęd, chłodzony powietrzem silnik i nadwozie z nietypowego materiału.– Ma w sobie to coś, kawał opowiedzianej historii, a zarazem tajemniczość, którą pragnę odkrywać każdego dnia. Jest wyjątkowy i niesamowity – mówi Rafał Grzyk, właściciel niedawno odrestaurowanego egzemplarza. – Udało się go znaleźć przez przypadek, a decyzja o kupnie i odrestaurowaniu była błyskawiczna. Ten Cord jest prawdziwą rzadkością wśród pojazdów, które są spotykane na rynku motoryzacyjnym. Jego dodatkowym atutem jest kształt oraz detale.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności