Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors

Großglockner-Hochalpenstraße – czyli zimowe harce w środku lata

Stali czytelnicy „Automobilisty” pewnie czytali artykuł o naszej zeszłorocznej wyprawie, czyli zwiedzaniu węgierskich winnic. W tym roku postanowiliśmy podnieść poprzeczkę i pojechać zabytkowymi Volkswagenami do krainy wiecznego lodu zaliczając najwyżej położoną drogę w Austrii czyli Großglockner-Hochalpenstraße. (2/24)

Zacznijmy od faktów…

Droga ta powstała 3 sierpnia 1935 r. jako atrakcja turystyczna, jej długość to 47,8 km z różnicą poziomu 1766 m, jest dostępna tylko latem, przeważnie od maja do października, w zależności od warunków pogodowych. Powstała w miejscu starożytnego szlaku kupieckiego Celtów i Rzymian. Najwyższymi punktami tej trasy są przełęcz Hochtor 2504 m n.p.m. oraz punkt widokowy Edelweissspitze 2571 m n.p.m., który jest najwyżej położonym parkingiem dla samochodów w Europie. Kolejną atrakcją jest Franz Josefs Höhe z czteropiętrowym parkingiem, z którego roztacza się imponujący widok na najwyższy szczyt Alp austriackich – Grossglockner 3789 m n.p.m. oraz na najdłuższy we wschodnich Alpach lodowiec Pasterze. Droga ta od zawsze przyciągała jak magnes entuzjastów motoryzacji, jest kultowym miejscem zlotów, rajdów oraz wyścigów.

Wyzwanie…

…podjęła ekipa w prawie niezmienionym składzie: 5 załóg w VW Karmann Ghia, 2 załogi w VW Garbus. Najmłodszy samochód z 1974 r., a najstarszy z 1956. Do przejechania było ponad 2 tys. km, więc jak poprzednio, podzieliliśmy całą trasę na etapy, zwiedzając po drodze wszystkie możliwe atrakcje turystyczne i motoryzacyjne.

  • Pierwszym etapem wyprawy, a zarazem miejscem spotkania wszystkich załóg były Czeskie Budziejowice. Po drodze zwiedziliśmy dwa muzea motoryzacyjne: Jaguara w Třebíč – delikatnie mówiąc przeciętne oraz Muzeum Techniki w Telč, które okazało się rewelacyjne, podobnie jak piękny rynek tego miasta wpisany na listę Unesco. W moim przypadku przejechałem 390 km, ale załoga z Krakowa miała do pokonania 452 km.
  • Drugi etap 360 km z Czeskich Budziejowic do Fusch. Nadłożyliśmy nieco drogi odwiedzając zamek Hluboka nad Wełtawą oraz zjeżdżając z autostrady A1 nad piękne austriackie jezioro Attersee. Po drodze zdarzyła się pierwsza awaria – w VW1303 rozkręcił się wydech (nie ostatni jak się później okazało), półgodzinny postój wystarczył na naprawę. Nocleg w Fusch mieliśmy zarezerwowany na pięknej farmie Embacher położonej przy samym początku Großglockner-Hochalpenstraße.

O poranku obudziło nas dudnienie tłumików wydobywające się z kilkunastu Porsche, które pędziły na otwarcie bramek o 6.30. Szybkie śniadanie i już po ósmej staliśmy w kolejce po bilety. Pogoda – jedyny czynnik, na jaki nie mieliśmy wpływu, okazała się dla nas bardzo łaskawa, dzień był słoneczny i ciepły. Pierwszy cel, jakim był wjazd na Edelweissspitze, zajął nam około pół godziny. Droga wcale nie jest trudna, nachylenie na poziomie 12 procent, jedynie ostatni wąski i brukowany fragment daje w kość pojazdom i osobom z lękiem wysokości. Po krótkim odpoczynku, wypiciu małego toastu, kupieniu pamiątkowych plakietek pojechaliśmy na parking pod Franz Josefs Höhe, który był naszym drugim celem tego dnia.

Droga przez przełęcz Hochtor prowadzi najpierw w górę, potem przez dwa tunele, ostro w dół i znowu do góry. Widoki zapierają dech w piersiach, zakrętów mnóstwo, krajobraz zmienia się co chwilę. Po niecałej godzinie dotarliśmy na dach piętrowego parkingu. Warto wjechać na samą górę, bo z dachu rozpościera się najlepszy widok na okoliczne szczyty oraz lodowiec Pasterze, albo raczej to, co niego zostało. Archiwalne zdjęcia potwierdzają niestety ocieplenie klimatu, za parę lat to będzie jezioro. Podczas krótkiego spaceru mieliśmy okazję zobaczyć z bliska świstaki oraz pięknie kwitnące alpejskie łąki.

W drodze powrotnej stawaliśmy wielokrotnie w wielu ciekawych miejscach robiąc sobie i naszym autom pamiątkowe zdjęcia, bo jak tu nie sfotografować się przy 3-metrowej skarpie śniegu w czerwcu. Obok wystawy „Bau der Straße” spotkaliśmy zlot fanów Porsche, a na całej długości trasy mijały nas setki Vesp brzęcząc niczym komary, bo w okolicznym Zell am See odbywał się zlot skuterów tej marki. W Zell am See zjedliśmy obiad nad pięknym jeziorem, skuterów w mieście nadal było dużo, bo na zlot Vesp zjechało ich ponad tysiąc. Tego dnia przejechaliśmy ponad 120 km. Po powrocie na farmę, zadowoleni z sukcesu wyprawy, popołudnie spędziliśmy na spożywaniu lokalnych trunków przy okazji regulując gaźniki w naszych Karmannach. Dobrze, że okoliczny rwący potok zagłuszał odgłos naszych wydechów oraz nasze gromkie dyskusje.

Następnego dnia po śniadaniu pojechaliśmy do Kaprun zobaczyć kolekcję samochodów. Vötter’s Fahrzeugmuseum  – byłem w tym muzeum już dwa razy i zawsze mi się podoba, zbór jest niesamowity, microcary poukładane na półkach jak zabawki olbrzyma, do tego kolekcja „dużych” aut, ciekawe motocykle i skutery, wagon kolejowy, wagonik kolejki górskiej z Kitzsteinhorn, największe cabrio świata i wiele innych perełek. Z Kaprun pojechaliśmy do Flachau, a po obiedzie złożyliśmy wizytę w kultowej szopie w Gmund, w której to w 1948 r. Ferry Porsche zbudował Roadster no.1 będący protoplastą serii 356 oraz całej marki Porsche. To tu powstało pierwsze 50 sztuk ręcznie wyklepanych karoserii 356. Mimo że muzeum jest niewielkie, naprawdę warto je zobaczyć, można szczegółowo zapoznać się z ewolucją czterocylindrowego silnika typu boxer chłodzonego powietrzem, od poczciwego Garbusa do Carrery z dwoma wałkami rozrządu w głowicy. Można na własne oczy zobaczyć drewniane kopyta, na których pasowano elementy karoserii oraz kilkanaście modeli Porsche.