Dobry sprzęt powinien być w użytku jak najdłużej. Pożarniczy Jelcz powinien być w użytku do końca świata i kto wie, czy naszemu bohaterowi ta sztuka się nie uda. Fabrykę opuścił w czasach jej rozkwitu. Zmieniały się władze, ustroje i kondycja jelczańskich zakładów, a on jeździł, gasił pożary, pomagał i… przechodził zmiany. Wszystko po to, by sprostać zmieniającym się wymogom i wciąż móc służyć. (06/25)
Po raz pierwszy wyjechał do zdarzenia w roku 1977. A w każdym razie wtedy opuścił fabrykę. Był to czas, gdy w zakładach w Jelczu oraz w polskim pożarnictwie zachodziły istotne zmiany.
- W dobie niedoborów i rozwoju
Choć polskie fabryki produkowały sporo pojazdów strażackich, to w ich ofercie brakowało ciężkich samochodów gaśniczych. Te, których używano, pochodziły z importu, a ich niedobór sprawiał, że braki nie ominęły nawet jednostek w dużych miastach. Niedobory poskutkowały pożarami potrafiącymi przeistoczyć się w prawdziwe katastrofy. Produkcję krajowego ciężkiego sprzętu uruchomiono w 1974 r. Były to Jelcze 315 – ciężkie samochody gaśnicze wodno-pianowe o oznaczeniu GCBA 6/32 model 004.
Literowy skrót należy czytać następująco:
- G – samochód gaśniczy;
- C – ciężki (powyżej 8000 kg);
- B – ze zbiornikiem wodnym;
- A – z autopompą.
Pojazdy wyposażano zbiornik na wodę (6000 dm³) i zbiornik na środek pianotwórczy (600 dm³). Egzemplarze z pierwszego roku produkcji (o ile gdzieś się zachowały w stanie niezmienionym) wyróżniają dwa czechosłowackie działka wodno-pianowe DWP-16. W 1975 r. zdecydowano się na pojedyncze austriackie działko Rosenbauer.






Lata 70. to również czas zakupu licencji firmy Berliet i unowocześniania zakładów na wielką skalę. Nakłady inwestycyjne wyniosły blisko 4 miliardy złotych. Największą część tej sumy pochłonęła modernizacja hal produkcyjnych. Ogromne nakłady dały Jelczowi możliwość produkcji 6500 samochodów ciężarowych, 5000 autobusów, 3000 tylnych mostów oraz 1000 przednich zawieszeń.
W grudniu 1973 pracujący pełną parą zakład wyróżniono na serii znaczków pocztowych pt. „Polska motoryzacja”. Składało się na nią 6 znaczków z: Jelczem-Berlietem PR 100, Jelczem 316, Fiatem 126p, Fiatem 125p, Nysą 521 oraz Starem 660. W 1977, a więc w roku produkcji „strażaka” z naszych zdjęć, jelczańskie zakłady wypuściły w świat 364 samochody pożarnicze. W latach 70. lepszy wynik (372 pojazdy) udało się osiągnąć tylko raz – było to rok wcześniej.
W drugiej połowie lat 70. Do straży zaczęły trafiać nowe węże tłoczne, tzw. torlenowe. Sukcesywnie zastępowały węże lniane gumowane, od których były znacznie lżejsze, co umożliwiło inne rozmieszczanie sprzętu w samochodach. Dzięki zastosowaniu pojemników na węże tłoczne nie było już konieczności ciągnięcia za sobą przyczepki, co ułatwiło pracę kierowcy. Jelcz był na tyle pojemny, że i tak nie potrzebował przyczepy.
Jelcz serii 300 – następca Żubra
Rodzinę ciężarówek Jelcz 300 opracowywano przez 3 lata. W jej skład wchodził Jelcz 315 (skrzyniowy, dwuosiowy), Jelcz 316 (skrzyniowy, trzyosiowy) i Jelcz 317 (ciągnik siodłowy, dwuosiowy). Seria próbna Jelcza 315 trafiła na drogi w 1968. Dwie pozostałe odmiany testowano jeszcze do 1970 r. Jelcze tej serii okazały się pojazdami trwałymi i dającymi się łatwo dostosować do wykorzystywania w różnych warunkach i sytuacjach. Bez trudów wchodziły w rolę dźwigów, beczkowozów i właśnie samochodów pożarniczych.
Pojeździ jeszcze długo
Na warszawską Białołękę wóz ze zdjęć trafił mniej więcej w 2015 r. Udało się go kupić dzięki pieniądzom zebranym w ramach zbiórki. Na pokład może zabrać 6 osób: kierowcę i dowódcę z przodu i czterech ratowników z tyłu. Wcześniej strażacy dysponowali dwoma innymi Jelczami.
– Nie miały swojego miejsca i w efekcie zostały dwukrotnie okradzione ze sprzętu i paliwa. Potem wynajęliśmy pomieszczenia na terenie Instytutu Chemii i Techniki Jądrowej. Niestety nasze samochody stoją tu pod chmurką, co źle wpływa m.in. na ich lakier. Będziemy przymierzać się do budowy remizy, więc jest szansa, że odnowiony Jelcz i trzy inne samochody będą miały garaż z prawdziwego zdarzenia – mówi naczelnik OSP Warszawa-Białołęka Krzysztof Urbanowski.