W 2026 r. mija 35 lat od debiutu Mazdy MX-3. To idealny moment, by przywołać ten nieco zapomniany model, a przy okazji zadać kłam twierdzeniu, jakoby motoryzacja była głównie męską domeną. (11/2025)

Jeszcze w połowie lat 80. Mazda produkowała przede wszystkim samochody do codziennego użytku. Solidne, chwalone, ale niewyróżniające się. Prezes Norimasu Furuta podobnie jak poprzednicy kładł nacisk na jakość. Różnica pomiędzy nim a poprzednikami polegała na sposobie patrzenia w przyszłość. Furuta uważał, że nadchodzące lata należeć będą do samochodów wyróżniających się stylistycznie.
Zgodnie z tymi wskazówkami w 1989 r. zadebiutowało czwarte pokolenie Mazdy 323. Nowoczesne, świeżo wyglądające, a w porównaniu z poprzednikami znacznie milsze dla oka. Ofertę modelową wzbogacono o zupełnie nową Mazdę 323F. Tak pojawił się samochód 5-osobowy, lecz o linii szybkiego coupé, zapewniający niezły komfort i pojemny bagażnik. Idąc za ciosem, w 1991 r. na salonie w Genewie zademonstrowano coś, co nie tylko wyglądało jak wóz o sportowym zacięciu, ale było nim w rzeczywistości.
Dla młodych, ale praktycznych
Badania rynku wyraźnie mówiły, że tego typu pojazdy cieszą się dużym wzięciem w Europie. Kupowali je zwykle mężczyźni w wieku ok. 30 lat. Opracowując Mazdę MX-3, inżynierowie sięgnęli po płytę podłogową 323F. Zachowali tę samą deskę rozdzielczą i wybrane elementy mechaniczne. Co ciekawe, jednym z ważniejszych założeń projektowych było zapewnienie funkcjonalnego, dość pojemnego wnętrza. W teorii tworząc drugi popularny model o sportowych liniach, można było zapomnieć o praktyczności i postawić na młodzieżowy charakter. Japończycy wiedzieli jednak, że możliwość przewiezienia czegoś więcej niż plecak jest tym, na co uwagę zwracają nawet młodzi nabywcy. Zresztą dla „niepraktycznych” w ofercie przewidziano już modele MX-5 i RX-7.



Najlepsza w swojej klasie?
Mazda MX-3 zadebiutowała w roku 1991. Dość szybko w niemieckim „Auto Motor und Sport” ukazał się test, w którym Mazdę zestawiono z Hondą CRX i Nissanem 100 NX. Dziennikarze orzekli, że z tej trójki to właśnie Mazda zasługuje na szczególne polecenie. Chwalono ją za dobrze wyprofilowane fotele, silnik zapewniający przyjemność z jazdy i doskonałe zawieszenie. W Hondzie doceniono niezwykłą dynamikę, a w Nissanie unikatowy w tej klasie szklany dach, jednak to MX-3 określono mianem wszechstronnej.
Nowość pod maską
Choć konstruując model MX-3 posiłkowano się znaną już mechaniką, to nie znaczy, że nie znajdziemy tu żadnych nowości. Największą z nich jest silnik V6 opracowany z myślą o tym właśnie modelu. Samochód mógł być wyposażony w 4-cylindrowy rzędowy silnik 1.6 (taki jak w prezentowanym aucie) lub 6-cylindrowy widlasty. Pierwszy z nich to lekko zmieniona jednostka z Mazdy 323F, ale to właśnie 130-konne V6 było wizytówką MX-3. Na rynku niemieckim aż 70% klientów decydowało się właśnie na ten motor. Stosunkowo nieduża pojemność (1845 ccm) doskonale współgrała z serią nowoczesnych rozwiązań. Mamy tu m.in. 4 zawory na cylinder, 2 wałki w każdej głowicy i VRIS III czyli układ dolotowy o zmiennych parametrach rezonansowych. Niestety, to właśnie te silniki zachęcając do szybkiej, agresywnej jazdy, po latach okazywały się najbardziej zużyte, a naprawa była nieopłacalna.


Mazda i Magda
Przygoda Magdy z Mazdą zaczyna się w roku 2023. Tą Mazdą – trzeba podkreślić. Tak naprawdę dla Magdy był to powrót do MX-trójki po kilkunastu latach.
– To był mój pierwszy samochód, gdy miałam 19 lat. Tamta Mazda była identyczna – taki sam kolor i wersja silnikowa. Gdy kupiłam tę i wracałam nią z Łodzi do Warszawy, pomyślałam, że dawno mi się tak dobrze nie jeździło.
Pierwsza Mazda Magdy nie dotrwała do naszych czasów. Druga miała więcej szczęścia. Prawdopodobnie dlatego, że… trafiła na Magdę. Niebieska Mazda MX-3 w stanie takim jak na zdjęciach, to efekt uporu i samozaparcia. Dość wspomnieć przegląd, na który Magda udała się tuż po zakupie auta.
– Diagnosta powiedział, że tam jest szrot – wspomina dziś Magda i dodaje, że badanie techniczne zakończyło się wynikiem negatywnym. Nie mogło być inaczej, skoro interwencji wymagały jednocześnie podłużnice, progi, podłoga i hamulce. Pracownik stacji kontroli pojazdów orzekł, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie zezłomowanie auta. Prawdopodobnie czuł jednak, że rozsądek ma w tym wypadku najmniej do powiedzenia. Gdy bowiem usłyszał, że Magdzie bardziej po drodze z warsztatem niż z punktem kasacji, nie komentował. Przekazał numer telefonu do mechanika, który usłyszawszy o jakiego pacjenta chodzi i co należy wymienić i naprawić, zgodził się bez wahania. Tak zaczął się remont obliczony optymistycznie na 3 miesiące. Jak wiele krótkich renowacji, tak i ta dobiegła końca po roku.



