Staropolskie „sto lat!” brzmi jak życzenie nieskończonego. Trwały, solidny, kosztowny Mercedes klasy S w swym założeniu też miał być na zawsze. Duże kwoty w cennikach rodziły duże oczekiwania. Od zakończenia produkcji S-klasy czwartej generacji mija właśnie 20 lat. Dziś wiemy, że choć nafaszerowano ją najnowszymi technologiami, to o kilku rzeczach zapomniano. Czy mimo tego, Mercedes W220 może być autem na zawsze? (04/25)

Nie ma Mercedesa bez luksusu. A mówiąc inaczej, nie ma Mercedesa bez klasy S. Jej historia zaczyna się w 1972 r. od modelu W116. Oczywiście geneza limuzyn ze Stuttgartu sięga wcześniej. Zawsze jednak konstruktorom przyświecał ten sam cel: stworzyć luksusowe auto z najwyższej półki. To, jak owo zadanie starano się zrealizować, to już inna para kaloszy.
Wyjście z bunkra
Debiutujący w 1991 r. Mercedes W140 spotkał się z mieszanymi reakcjami. Wielki i ciężki zapewniał luksus i komfort godny Mercedesa, ale raczej nie wpisywał się w przyjęte kanony. Na parkingach zajmował dwa miejsca i dużo palił. Już w latach 90. nie tak wyobrażano sobie samochód doskonały. Choć trzecia generacja klasy S znalazła 350 000 nabywców, to przygotowując jej następcę, zdecydowano się nie kontynuować formy zaproponowanej przez Bruno Sacco. Tym razem styliści sięgnęli po nieco inne środki.
Następcą został model W220. Był krótszy, węższy i niższy, ale dzięki wydłużonemu rozstawowi osi miejsca wewnątrz oferował tyle co wcześniej. Nowa klasa S ważyła (w zależności od opcji) nawet 300 kg mniej, co w przypadku samochodu oznacza niebagatelne odchudzenie. Wygoda i luksusowe wyposażenie sprawiały, że W220 do lekkich należeć nie mógł. W najlżejszej wersji liczył sobie 1770 kg, co osiągnięto umiejętnie żąglując użytymi materiałami. W karoserii pojawiły się elementy z aluminium, w silniku i skrzyni – z magnezu, a we wnętrzu z tworzyw sztucznych. Zrezygnowano też z masywnych podwójnych szyb w drzwiach. „Eska” pozostała „eską”, ale tym razem nikt nie wołał na nią ani „locha”, ani „bunkier”. Nawiasem mówiąc, jeśli konkurs „który lżejszy” odnosiłby się do gołej karoserii, to tu z przewagą 10 kg wygrałby… Mercedes W140.
Na nowo
Klasa S W220 była elementem nowej palety modeli. W latach 90. w siedzibie firmy stwierdzono, że nic nie stoi na przeszkodzie, by w niedalekiej przyszłości Mercedes produkował pojazdy z niemal każdego segmentu. W 1997 r. pojawiła się klasa A, rok później zadebiutowała nowa, odchudzona klasa S. W zapowiedziach przewijały się także sygnały o planach wprowadzenia 6-osobowego vana innego niż osobowe Vito. Taki samochód rzeczywiście się pojawił. Mowa o klasie R, której zapowiedź (pod nazwą Vision GST) zaprezentowano w 2003. Produkcja seryjna ruszyła dwa lata później. Działo się sporo, a przecież to i tak nie wszystkie nowości.
Prace nad W220 zajęły 52 miesiące i pochłonęły 1,6 mln marek. Klasę S wymyślono na nowo projektując ją od podstaw. W efekcie Mercedes opracował pojazd, który pod względem innowacji i perfekcji nie miał sobie równych.
Nie dla nas
W Polsce z przełomu XX i XXI wieku nowy Mercedes S nie mógł znaleźć wielu klientów. Na początku roku 2000 cena podstawowej wersji wynosiła 411 980 zł. W tym samym czasie przeciętne miesięczne wynagrodzenie opiewało na niecałe 2000 zł. Klienci nad wyraz majętni, którym klasa S nie wystarczyła, od 2002 r. mogli brać pod uwagę Maybacha. Luksus zaprzężony w technologię Mercedesa dostępny był w dwóch wydaniach – jako model 57 lub model 62. W pierwszym wypadku trzeba było wydać prawie 2 miliony złotych, zaś w drugim – ponad 2,2 miliona. Mówimy o cenach na rok 2005, a więc gdy W220 żegnał się salonami sprzedaży. Klasa S w najtańszej wersji kosztowała wówczas 325 500 zł, zaś w najdroższej z pakietem AMG – 1,1 miliona.
W220 na żadnym rynku nie należał do aut tanich, toteż wśród znanych posiadaczy znaleźli się m.in. David Beckham (S500 L), Elton John (S600 L), a w Polsce Wojciech Kilar (S600). 5 grudnia 1999 r. w Zakopanem przy takim właśnie Mercedesie zastrzelono Pershinga, jednak nie brakuje głosów, że gangster nie był właścicielem wozu, a jedynie pożyczył go od znajomego.
Dla polskiego portfela W220 nie był najlepszym wyborem z jeszcze jednego powodu. Drogi w Polsce wyglądały wówczas zupełnie inaczej niż dziś. Nietrudno było wjechać w dziurę, która skutecznie uszkodzi miech w zawieszeniu. Zdecydowanie nie były to rzeczy tanie, a przecież …komfort drzemał w zawieszeniu
Więcej w Automobiliście!