Gdyby policzyć wszystkie sztuki w Polsce, palców u obu dłoni wystarczy, a nawet zostanie. Praktycznie nierozpoznawalny, a może poszczycić się rzeszą fanów w wielu krajach świata. W Las Vegas malują domy pod jego kolor, a Ola jest zdania, że zaprojektować musiała go kobieta, bo mężczyzna by takiego auta nie wymyślił. I chyba ma rację.
Przeciętne cele w życiu?
W 1955 r. Japonia wyeksportowała 2 (tak, dwa!) samochody osobowe. Dla porównania Polska – 1538. Japończycy są jednak cierpliwi. Już w 1968 wysłali za granicę 406 250 osobówek, a w 1975 z liczbą 1 827 286 stali się największymi światowymi eksporterami aut osobowych.
Pod koniec lat 80. Nissan był drugim największym producentem samochodów w Japonii. W 1989 tylko w Niemczech Zachodnich sprzedał 83 266 aut. Nissany osobowe, dostawcze, ciężarowe, a nawet autobusy jeździły po drogach i bezdrożach praktycznie całego globu. Koncern produkował pojazdy każdego rodzaju i na każdą okazję. Słowem: sukces, złoty czas i strzelające korki od szampana.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie rynkowe sondaże. Z badań przeprowadzonych w połowie lat 80. wynikało, że w oczach potencjalnych kupujących Nissan jawił się jako wytwórca aut tyleż cenionych, co sztampowych, schematycznych i do bólu pospolitych. Po prostu nudnych. Nie było w ofercie Nissana nic, co burzyłoby krew w żyłach, nic co byłoby jak puszczenie oczka do klientów. Jeden 300 ZX, jak wiadomo, wiosny nie czyni.
Pike Factory prezentuje
Dyrekcja koncernu powołała specjalny zespół projektantów, których zadaniem było opracowanie samochodów wpisujących się w koncepcję określoną potem mianem „Nostalgic Modern”. Pierwszym owocem wydanym przez Pike Factory był zaprezentowany w 1985 r. Nissan Be-1. Mały, okrągły samochodzik garściami czerpał z kształtów znanych z przeszłości motoryzacji. Produkcja auta ustalona na 10 000 sztuk, ruszyła w 1987 r. i ustała w 1988. Nissan został zasypany taką masą zamówień, że wszystkich zadeklarowanych chętnych wrzucił do systemu loterii. Kto miał szczęście, ten miał. Pozostali musieli obejść się smakiem.
Sukces był ewidentny i chyba ośmielił Nissana. Ekipa z Pike Factory dostała zielone światło na realizację kolejnych szalonych projektów. Tym sposobem powstały: Pao, S-Cargo oraz najbardziej nas interesujący Figaro.
Tysiące szczęśliwych kierowców
Wszystkie wspomniane Nissany utrzymywały jednolity, fantazyjny styl. Produkcja, choć na różnym poziomie, za każdym razem była limitowana. Nie inaczej mogło być w przypadku Figaro, który powstawał pomiędzy lutym a listopadem 1991 r. Pierwotnie zakładano wytworzenie 8000 sztuk. Zainteresowanie musiało przerosnąć wszelkie oczekiwania, skoro ostatecznie „doprodukowano” dodatkowe 12 000 bajkowych Nissanów. Tym samym uszczęśliwiono kolejne tysiące kierowców, zachowując jednocześnie elitarny charakter wozu. Pragmatyczni Japończycy, być może aby uniknąć przepychanek, ponownie zorganizowali loterię. Momentalnie okazało się, że nawet 20 000 egzemplarzy (dokładnie 20 037) to i tak jedynie ułamek tego, co z lekkością wchłonąłby rynek.
Jak w porach roku
Choć ze zdjęć krążących po sieci można wywnioskować, że Figaro występować mógł w rozmaitych kolorach, to tak naprawdę fabrycznie istniały tylko 4 opcje lakierowania. Każdy z czterech pastelowych kolorów odnosił się do wybranej pory roku: zielony (Emerland Green) odzwierciedlał wiosnę, niebieski (Pale Aqua) – lato, beżowy (Topaz Mist) symbolizował jesień, a szary (Lapis Grey) – zimę. Dach zawsze pozostawał biały. Nie każdy lakier występował równie często, co dziś ma odbicie w cenach. Za najrzadszy (a więc i najdroższy) uchodzi edycja beżowa.