Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors

Panienka Róża  

NR 9/2023


Bardzo dawno temu w odległej galaktyce, a dokładniej na przełomie lat 80. i 90., w moje nastoletnie ręce wpadł folder reklamowy importowanych do kraju motocykli MZ. Sportowa linia modeli ETZ 150 i 251, charakterystyczny kształt zbiornika paliwa, osiągi, wyraziste kolory lakieru i hamulec tarczowy przedniego koła nie pozwalały usnąć przez wiele nocy…

Motocykle i motorowery z NRD jawiły się jak produkty z zupełnie innego świata, tak pod względem stylizacji i osiągów, jak i wyposażenia czy jakości wykonania. Jako dumny posiadacz polskiego Ogara 205, rozumiałem i zauważałem doskonale tę przepaść kończąc przejażdżkę Simsonem – skuterem pożyczonym na moment od kolegi. Cztery biegi, kontrolki, piękny prędkościomierz i kierunkowskazy były wyznacznikami nowoczesności i komfortu. Tym bardziej prospekt reklamujący MZ wzbudzał nie mniejszy zachwyt od wertowanej wielokrotnie broszurki Pewexu z zachodnią elektroniką czy znanymi klockami duńskiej marki. Ponieważ ani wspomniany Simson (koniecznie niebieski z białym zbiornikiem paliwa…), ani tym bardziej MZ nie były w zasięgu, pozostawał „tuning” Ogara. Jeśli potraficie sobie wyobrazić ten pojazd doposażony w owiewkę, kufer i kierunkowskazy uruchamiane obciętym przełącznikiem od Syreny, to właśnie taki był! Niestety, nadal przy wytworach IFY prezentował się mizernie pod każdym względem.

Czas płynął nieubłaganie. Ogara zjadła rdza, folder MZ zaginął bezpowrotnie, a ja się postarzałem. Czyż nie jest to najlepszy moment, aby wreszcie zacząć spełniać swoje marzenia i zachcianki z czasów pacholęcych? Zróbmy to zatem, bo drugiej szansy może nie być!

No to jest!

Piękna, czerwona, trzydziestoletnia Fräulein. Kosztująca niewspółmierny worek pieniędzy w stosunku tego, co sobą faktycznie prezentuje, ale wrócimy do tej kwestii pod koniec artykułu. „Rosie” (bo tak ją ochrzciłem) ma swoją historię! Jest wersją eksportową na zachód i przybyła do nas z francuskiego St. Etienne. Tam została kupiona od pierwszego właściciela (!!!), który zupełnie nieźle się o nią troszczył. Zdążył ją przyzwoicie odświeżyć oraz przeprowadzić naprawę główną silnika.

Ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy, zależało mi na modelu z silnikiem o pojemności 125 cm3. Z przeprowadzonego przeze mnie dochodzenia wynika, że trafiłem na stosunkowo rzadką kompletację z końca historii produkcyjnej MZ ETZ. Stalowa podpórka centralna, dozownik oleju, elektroniczny zapłon oraz stacyjka i zestaw wskaźników stosowane w późniejszym modelu Saxon. Prawdopodobnie elementem fabrycznego wyposażenia była również krótka owiewka reflektora, której brakuje. Wszystko wskazuje na to, że takich „przejściówek” nie wyprodukowano wiele, co dalej podnosiło atrakcyjność tego egzemplarza.

Uważam, że historia pojazdu jest tak dobra, jak możliwość jej solidnego udokumentowania. Wraz z „Emzetką” otrzymałem fakturę zakupu z 1993 r. poprzedzoną dokumentem zamówienia pojazdu u autoryzowanego dilera, wyciąg ze świadectwa homologacji ostemplowany przez „MZ France”, oryginalną instrukcję obsługi oraz komplet faktur za wykonane przeglądy i naprawy. Czyżby w przypadku tego pojazdu prawdziwe było stwierdzenie, że „Francuz w niedziele po croissanty jeździł”?

„Jeździ, skręca, hamuje”…

Nietrudno zgadnąć zatem, że stan techniczny „panienki Róży” jest bardzo dobry. Dzięki temu nie było najmniejszych problemów z badaniem technicznym na stacji diagnostycznej. Mina Pana Diagnosty po ujrzeniu MZ bezcenna! Niezwykle przydatnym dokumentem okazał się wspomniany, historyczny wyciąg z homologacji, dzięki któremu nie było żadnych wątpliwości co do tego, jakie parametry czy wartości mają znaleźć się w CEPiK-u. Późniejsza wizyta w Wydziale Komunikacji była już tylko formalnością, więc tego samego dnia wieczorem można było wreszcie poczuć wiatr we włosach (ale pod kaskiem oczywiście!)