Strona główna / Przede wszystkim ludzie – wywiad z Marianem Stochem
Przede wszystkim ludzie – wywiad z Marianem Stochem
Z Marianem Stochem poznaliśmy się w 2022 r. podczas naszego pierwszego wyjazdu na Le Mans Classic. Wśród wielu wspaniałych aut zgromadzonych na torze de la Sarthe z tablicami rejestracyjnymi z całego świata, naszą uwagę zwróciła ta jedna – żółta tablica pojazdu zabytkowego z Krakowa! Nieśmiało przywitaliśmy się z kierowcą beżowego Chryslera. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze losy będą się nie raz plotły w nową historię. Zapraszamy na rozmowę z panem Marianem o uczestnictwie w jubileuszowym Le Mans Classic, startach w Mille Miglia, oraz wyjątkowych ludziach, których spotkał na swojej motoryzacyjnej drodze.
Jubileuszowa edycja Le Mans Classic była inna niż pozostałe?
Zdecydowanie, obchody 100-lecia wyścigu w Le Mans były wyjątkowe. Duża ilość zwiedzających, piękna wystawa w muzeum, do którego ściągnięto egzemplarze aut, które nie są stałą ekspozycją. Świetna organizacja i wiele startujących załóg!
Jak wyglądała historia startu Chryslerem w Le Mans?
Pierwszy raz w Le Mans Classic miałem wystartować już w 2020 r. Astonem Martinem International Le Mans. Byłem nawet na liście startowej, ale pandemia i choroba pokrzyżowały te plany. Chryslera kupiłem w 2016 r, by wystartować nim w rajdzie Pekin – Paryż. Ten model dwukrotnie wygrywał w tej imprezie. Początkowo auto trafiło do Wielkiej Brytanii, do warsztatu, który serwisuje auta z serii Pekin – Paryż. Anglicy okazali się nieuczciwi. Przed samą pandemią wydostałem auto z Wysp i wtedy trafiło do Classic-Group w Bielsku-Białej. Tam przygotowano Chryslera do rajdów i wyścigów. Samochód został całkowicie odrestaurowany i w 2022 po raz pierwszy wystartowaliśmy nim z Bartkiem Balickim w 1000 mil Československých, w którym zdobyliśmy 1. miejsce w klasie i 6. w generalce. W tej edycji startowały też dwie polskie załogi, jedna z Janem Potockim za kierownicą, a druga z Michałem Kumiegą. Później wystartowaliśmy nim również w słynnym rajdzie Tazio Nuvolari we Włoszech, w którym brało udział 480 załóg (drugą załogą z Polski był Jan Potocki z Marcinem Gajdą na MG TB). Podczas tego rajdu rywalizowaliśmy m.in. na torze w Modenie i na torze Imola. Następnie przyszedł czas na Le Mans Classic, w którym zajęliśmy 59. miejsce (z Janem Potockim, Bartkiem Balickim i Marcinem Gajdą). Chryslerem pojechaliśmy także z Bartkiem na Sycylię, żeby wystartować w Targa Florio (z Janem Potockim i Marcinem Gajdą w MG TB oraz z Pawłem i Marleną Koźmińskimi w Mercedesie 190). Na trasie rajdu odwiedziliśmy m.in. tor Autodromo Di Pergusa i ostatecznie zajęliśmy 2. miejsce w klasie i 2. wśród załóg zagranicznych. Tak zakończył się 2022 rok.
Jak poszło w 2023 roku?
W minionym roku podczas Le Mans Classic z Janem Potockim i Bartkiem Balickim poprawiliśmy nasz zeszłoroczny wynik i zajęliśmy 50. miejsce na blisko 90 startujących załóg. Wciąż ulepszamy auto, bo maksymalnie teraz możemy rozpędzić się do ok. 125 km/h, a w naszej klasie auta osiągają nawet i 180 km/h. Startowałem również w Szczyrku wraz z Marcinem Bułatkiem, gdzie wygraliśmy generalkę 44. Międzynarodowego Beskidzkiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych.
W wyścigach czy rajdach klasycznych samochodów udział bierze się autami niejednokrotnie drogocennymi. I nie myślę wyłącznie o wolumenie pieniężnym, ale o wartości historycznej. Czy rywalizując takimi autami jest czas, aby to tym pomyśleć?
Ja i moi partnerzy nie myślimy o tym absolutnie. To jest pasja. To są prawdziwe emocje. Przede wszystkim trzeba bardzo dobrze przygotować samochód, bo bez tego niebezpieczeństwo byłoby znacznie większe. W tych rajdach i wyścigach każdy chce zająć jak najwyższe miejsce, na tym polega rywalizacja. Ale faktem jest, że zawodnicy bardzo uważają na siebie nawzajem, żeby do takich kolizji nie dochodziło. W zeszłym roku w naszej klasie w Le Mans nie było żadnej kolizji. Wiadomo, wszystkiego nie da się uniknąć. Parę lat temu podczas wyścigu na Silverstone widziałem poważny wypadek – samochód został zniszczony, na szczęście nikomu nic się nie stało. Trzeba mieć jakieś granice rozsądku i oceniania swoich możliwości.
Trochę inaczej sprawa wygląda w rajdach. Tam mamy trasę liczącą np. 1700 km, a to wszystko w ruchu ulicznym. Wtedy naprawdę trzeba uważać. Do tego dochodzą jeszcze zróżnicowane warunki pogodowe. Na przykład, gdy brałem udział w Mille Miglia w Japonii, to na wysokości ponad 2000 m n.p.m. zaczął padać śnieg. W nocy przyszedł mróz i rano trzeba było skrobać szyby! Podobnie sytuacja wygląda podczas rajdu Ennstal Classic w Austrii, gdzie również wjeżdża się na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Ciekawostką jest, że powietrze na takiej wysokości jest tak rzadkie, że trzeba czasem włączać ssanie. Był to mój pierwszy zagraniczny rajd na regularność, w którym nie wolno było używać urządzeń elektronicznych do pomiaru odległości i czasu, a tylko urządzenia mechaniczne i stopery. W tym rajdzie startowałem z moim przyjacielem Andrzejem Bińczyckim. Właśnie tam poznałem Jacky Ickxa, z którym później jeździłem Porsche na torze Spa-Francorchamps w Belgii, a także Sir Stirlinga Mossa, Waltera Röhrla, Rauno Aaltonena, Petera Saubera, Joachima Stucka, czy Jo Ramíreza.
Na szczęście, mnie jakieś anioły chronią, bo jeszcze żadnej kolizji nie miałem. Powiem więcej, przemierzając wyścigowo i rajdowo Japonię, Argentynę, Stany Zjednoczone i Europę nigdy nie zdarzyło mi się, żeby mój samochód odmówił posłuszeństwa.
Pamiętam, jak rozmawialiśmy podczas wyścigu o jeździe w nocy. Powiedział mi Pan wtedy – kogoś wyprzedziłem, ale nawet nie widziałem kogo! Ściganie się w nocy jest trudne?
Jest ok, noc aż tak bardzo nie przeszkadza. Tor Le Mans jest nieźle oświetlony. Zupełnie co innego w rajdach. Brałem kiedyś udział z Andrzejem Bińczyckim w Rajdzie Polski Historycznym organizowanym przez Erwina Meisla wraz z zespołem. Do tej pory jako jedyna załoga startowaliśmy w nim przedwojennym autem. Na ostatni etap wyruszyliśmy o 20:00 z Krakowa, a na metę również w Krakowie dojechaliśmy o 4:00 nad ranem. Jazda po wioskach i okolicach Suchej Beskidzkiej przez noc, za kierownicą zabytkowego auta, to dopiero było wyzwanie! Kiedyś jadąc w rajdzie Rychtera z Marcinem Bułatkiem, miałem taką sytuację, że w nocy prowadziłem jedną ręką… drugą trzymałem między nogami, żeby ją ogrzewać, bo była ujemna temperatura.
Rajd Mille Miglia jest tak dobry, jak o nim mówią?
Przede wszystkim to jest ogromna satysfakcja. Jak do tej pory, jestem jedynym kierowcą w historii, który przejechał wszystkie cztery warianty Mille Miglia, bo tylko tyle ich było do tej pory. Byłem w Japonii, Argentynie, Stanach Zjednoczonych i oczywiście we Włoszech. Dwa lata temu Arabia Saudyjska wykupiła licencję od Włochów na organizację Mille Miglia i obecnie jest to piąty wariant.
W Europie rajdów tysiąca mil jest więcej?
Tak, jest też impreza w Czechach – 1000 mil československých. Tam udział mogą brać wyłącznie samochody wyprodukowane do 1945 r. Powiem szczerze, że tak świetnych przedwojennych aut zgromadzonych w jednym miejscu dawno nie widziałem – BMW 328, Škody Monte Carlo, Bugatti, Talboty. Czesi mają naprawdę bardzo dużo pięknych zabytkowych aut i niezwykle o nie dbają.
Czym różnią się między sobą poszczególne warianty Mille Miglia?
Zasady wszędzie są takie same – rajd odbywa się w ruchu ulicznym i jest podzielony na etapy. Na każdy etap trzeba przyjechać z dokładnością do 1 minuty. Na poszczególnych etapach rozgrywane są odcinki na regularność. Np. jest to odcinek 30-kilometrowy, który trzeba pokonać z wyznaczoną prędkością 41,5 km/h lub inną, lecz nie większą niż 50 km/h i satelita rejestruje tę regularność przejazdu. Są też odcinki specjalne, a jest ich około 160 na Mille Miglia Włoch, gdzie meta pierwszego jest jednocześnie startem do następnego itd., a seria odcinków to na przykład 10. Spóźnienie lub zbyt szybkie przejechanie mety – startu, to 1 pkt. karny za każde 0,01 s.
Którą edycję wspomina pan najlepiej?
Argentyna! Tam była wielka i piękna zabawa. Do wystartowania w tym rajdzie zainspirował mnie Andy Bell współzałożyciel firmy Ecurie Bertelli, która utrzymuje przy życiu około 400 przedwojennych Astonów Martinów na całym świecie. Firmę przed 40 laty zakładał razem z Bellem – mechanik samochodów wyścigowych i perkusista Pink Floyd Nick Mason. Na końcu ostał się tylko Andy Bell, a teraz już przekazał firmę synowi swojego przyjaciela Robertowi Blackmoore. Włoska edycja jest bardzo oficjalna, bez takiej beztroskiej zabawy jak w Argentynie. Zdecydowanie tam mi się najbardziej podobało. Po rajdzie była wielka feta, ze świetnym jedzeniem, muzyką, znanymi osobistościami i uroczystym rozdaniem nagród. Japonia też ma taki bankiet, tam spotkałem ponownie Sir Stirlinga Mossa. Takie osoby są zapraszane jako VIP-y.
A największy sukces w rajdach i wyścigach?
W Polsce wymieniłbym Mistrzostwo Polski Pojazdów Zabytkowych w 2018 r., zdobycie Pucharu Polski w jeździe na regularność w 2014 r. i 5-krotne zwycięstwo na torze Poznań w Pucharze Henryka Rucińskiego.
Jeśli chodzi o starty za granicą, to największym sukcesem było 2. miejsce podczas Spa Classic w Belgii na torze Spa-Francorchamps w 2019. Tam startowałem w klasie samochodów do 1930 r. z Janem Potockim Astonem Martinem International Le Mans z 1930. Natomiast najlepszy wynik w Mille Miglia osiągnęliśmy z Bartkiem Balickim i Janem Potockim w USA, gdzie zajęliśmy 5. miejsce. Przez dwa dni utrzymywaliśmy się na 2. miejscu, ale pechowo ostatniego dnia spadliśmy na 5. Przez USA jechaliśmy Astonem Martinem 15/98.
Uczestniczyłem 6-krotnie w zlotach w stolicy Szampanii Troyes, organizowanych przez Tomasza Skrzelińskiego – czterokrotnie z moją żoną Dorotą, a dwukrotnie z moim przyjacielem Janem Potockim. W 2022 wspólnie z Janem zajęliśmy 2. miejsce ex aequo z synem Ettore Bugatti. Trzykrotnie z Troyes przejechaliśmy do zamku Montresor, gdzie rolę gospodarza pełnił Jan Potocki, i wraz z grupą Francuzów z tamtego rejonu na zamku wystawialiśmy samochody, a jadąc w kawalkadzie zwiedzaliśmy okoliczne muzea i zamki. Parokrotnie uczestniczyłem też w zlotach aut zabytkowych Classica Mierzęcin z Janem Potockim. Ich organizatorem i gospodarzem jest Piotr Nowakowski, współwłaściciel Pałacu w Mierzęcinie.
Skąd u Pana zamiłowanie do Astonów?
To przypadek. Mój przyjaciel Andrzej Bińczycki wspomniał kiedyś, że jest do kupienia Aston Martin w Anglii. Pojechaliśmy tam, to była taka zupełnie zapadła dziura i po prostu go kupiłem. Ale wcześniej były także inne samochody – Mercedes, BMW i Triumph Gloria.
Z Astonami wiąże się ciekawa historia. W 2019 uczestniczyłem z Janem Potockim w wyścigu Silverstone Classic Aston Martinem International z 1930. Było to stulecie Bentleya, łącznie 400 samochodów, w tym 200 przedwojennych Bentleyów, ale mój samochód wraz z jednym egzemplarzem Bentleya wybrano do tzw. dorocznego Classic Day i oficjalnej sesji zdjęciowej.
Wspomniał pan o spotkaniach z tuzami motosportu, zresztą uczestnicy Śniadanie & Gablota Classic w Tomaszowicach mieli okazję o tym posłuchać osobiście, bo odwiedził nas Pan z Janem Potockim. Motoryzacja naprawdę łączy ludzi?
Opowiem taką historię. Kiedyś był zlot Mercedesów w Krakowie. Byłem na nim przedwojenną 170-tką roadsterem. Na zlocie pojawił się również Jochen Mass, znany kierowca niemiecki, który przyjechał Mercedesem z muzeum. To było auto, którym Sobiesław Zasada jechał w rajdzie Argentyny. Podszedł do mnie i powiedział: „Masz najładniejszy samochód na zlocie”. Okazało się, że jego ojciec miał takie auto i Jochen pierwsze kroki za kierownicą stawiał właśnie w nim. Kilka lat później startowałem Astonem na Nürburgring. Tam również był Jochen jako gość specjalny. Poszedłem do niego przywitać się. Oczywiście nie pamiętał mnie, ale przypomniałem mu tę historię z Krakowa… przez kolejne trzy dni nie opuszczał naszego zespołu.
Wracając do pytania, na tych rajdach i wyścigach gwiazdy motosportu łączą się normalnymi śmiertelnikami i z każdym można porozmawiać o wspólnej pasji.
O samochody z Pana kolekcji dba bielski warsztat Classic-Group, ale wasza relacja to chyba coś więcej niż wyłącznie współpraca z mechanikami?
Tak, zdecydowanie. Jestem członkiem Automobilklubu Beskidzkiego i tak też poznałem Jacka Balickiego, twórcę koła pojazdów zabytkowych w Bielsku-Białej, który namówił mnie na rajdy i wyścigi klasyków. Moje pierwsze starty rozpoczęły się 10 lat temu od Toru Poznań. Za pośrednictwem Jacka Balickiego poznałem jego syna Bartka, z którym obecnie startuję w rajdach i wyścigach. Bartek jest współwłaścicielem Classic Group, które prowadzi z Marcinem Gajdą. Razem z zespołem wykonują nieocenioną pracę przygotowując auta do naszych wymagających startów. Bartek, jak i Marcin Bułatek są świetnymi pilotami, co ma ogromne znaczenie w rajdach na regularność. Dobry pilot przy takich zmaganiach to nawet więcej niż 60% sukcesu załogi. Co ciekawe, startuję już z trzecim pokoleniem Balickich, bo jeżdżę również z Kubą – wnukiem Jacka.
W tej całej historii, którą Pan opowiedział, z uśmiechem wspomina Pan dziesiątki nazwisk. W tej pasji najbardziej liczą się samochody czy ludzie?
Na pewno na pierwszym miejscu są ludzie, którzy zainspirowali mnie do tego, pomagali na każdym kroku i którym z całego serca dziękuję: mojej żonie Dorocie oraz moim dzieciom, Jackowi Balickiemu, Bartkowi Balickiemu, Marcinowi Bułatkowi, Andrzejowi Bińczyckiemu, Eli Ciurzyńskiej, Marcinowi Gajdzie, Jerzemu Jerzykowskiemu, Jurkowi Kossowskiemu, Pawłowi Lamla, Erwinowi Meisel, Piotrowi Nowakowskiemu, Janowi Potockiemu, Tomkowi Skrze. Gdy w 2019 r. załoga Marian Stoch/Jan Potocki/ Bartek Balicki kończyła amerykańską edycję Mille Miglia na 5. miejscu, była jedyną załogą spoza USA na tej imprezie. Była to już czwarta przejechana wersja cyklu Mille Miglia po Argentynie (2015), Japonii (2016) i oczywiście klasyku we Włoszech (2017). Gdy w 2017 r. „Automobilista” zapytał Mariana Stocha, czy MM jest trudnym rajdem, powiedział: KURS Jechaliśmy w nim dla przyjemności, nie licząc na spektakularny sukces, ale na ukończenie. I tak się stało! Dojechaliśmy cali i zdrowi, z poczuciem przeżycia wspaniałej przygody, w doborowym towarzystwie, zyskując kolejne doświadczenia. Dzięki poznawanym w podobnych okolicznościach ludziom w kraju i zagranicą, są one coraz bogatsze. To niewiarygodne jak wspaniałym narzędziem poznawania ludzi może być zabytkowy samochód!
Silverstone Classic (27-29 July 2019) Preview Day,
10th April 2019, At the Home of British Motorsport.
Twilight tribute to Le Mans
Free for editorial use only. Photo credit – JEP
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności