NR 8/2023
NaRoDowa duma na „żółtych”
Wakacje sprzed 35 lat minęły pod znakiem Simsona SR50. Pragnęli go wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy podobnie jak my, użytkowali przez kolejny sezon jednoślady nie dość że z Rometu, to jeszcze z kategorii dalekiej od ekwiwalentnej – składane Wigry 3. Właśnie w 1988 SR-ek pojawiło się u nas więcej i co najgorsze, także w garażach kilku starszych kolegów. Od tego czasu mówiło się tylko o nich, spychając na dalszy plan nawet MZ ETZ 150, które dominowały w dyskusjach jeszcze sezon wcześniej. Z dnia na dzień Mustangi i Ogary stały się odległą historią, pierwszych już zresztą nie produkowano, a drugie należały do innej epoki.
W tym okresie w rodzimym świecie jednośladów bezapelacyjnie królowały produkty z NRD. Klasyczne motorowery Simson S51, także w atrakcyjnych wersjach Enduro, Comfort czy Electronic, odnowiona paleta MZ ETZ i do tego wszystkiego jeszcze ten skuter o tak budzącym pożądanie wzornictwie. Niejeden z nas podczas próby pościgu za szczęśliwcem na SR50 i podejrzenia podświetlonego zestawu wskaźników, wkręcił sobie w rowerową przekładnię dresowe spodnie z łódzkiego Polsportu!
Dla każdego coś dobrego
Niewiele później pomagaliśmy kolegom w procesie kompletacji skuterów. Z jakiś względów (pewnie logistyczno-transportowych), przywiezione indywidualnie wprost z NRD pojazdy miały zdemontowane przednie widelce i kilka drobnych elementów wyposażenia. Pamiętam doskonale każdy element tej pieczołowicie zapakowanej układanki, wyczerpujące instrukcje i ceny niespełna 2400 marek wschodnich na etykietach pudeł. Inwencji własnej pozostawała jedynie konstrukcja uchwytu tablicy rejestracyjnej – niewymaganej w NRD.
Dzięki załączonej dokumentacji poznaliśmy w mig całą gamę odmian Simsona Stadt Rollera, w tym konfiguracje zupełnie u nas obce. Najpowszechniej spotykaną w naszym kraju wersją był najliczniej powielany przysłowiowy złoty środek oferty. SR50 w wariancie B4 posiadał czterostopniową przekładnię, kierunkowskazy, rozbudowany zestaw wskaźników, 6-woltową instalację elektryczną z akumulatorem i składany bagażnik z prawej strony. Taką właśnie wersję pokazujemy – do tego w najpopularniejszym wówczas kolorze piaskowej szarości.
W zależności od wymagań rynków producent oferował odmiany uboższe i jeszcze lepiej wyposażone. Do pierwszej grupy zaliczał się z pewnością SR50 B3 wyposażony w trójstopniowa skrzynkę i mały, okrągły prędkościomierz z S51 oraz SR50 N o specyfikacji opisanej najtrafniej niemieckim słowem nichts, które natychmiast doń przylgnęło. Podążając w przeciwnym kierunku cennika, ofertę wspierały odmiany wyposażane w instalacje o napięciu 12V, halogenowe reflektory, elektroniczne moduły zapłonowe, regulowane amortyzatory (SR50 C), a nawet elektryczne rozruszniki (SR50 CE) czy układy oczyszczania spalin (opcja w SR50 Bunny dla RFN – od 1987).
Pierwsze seryjne egzemplarze SR50 pojawiły się na drogach w kwietniu 1986, zastępując legendarny model KR51 Schwalbe. Ten ostatni, w odsłonie /2 z lat 1980-86, wykorzystywał już silnik M531/M541 z modelu S51, zastosowany teraz także do napędu naszego bohatera. Lecz o ile cena najdroższej wersji poprzednika nie przekroczyła nigdy poziomu dwóch tysięcy marek wschodnich, to topowe odmiany eleganckiego następcy atakowały już ten o tysiąc marek wyższy!
Design efektem, nie celem
W projekcie Simsona Rollera największe triumfy święciła koncepcja genialnego wschodnioniemieckiego designera Karla Claussa Dietela. Jego rzemiosło firmowane hasłem „otwartych zasad projektowania”, nakazywało podporządkować formę funkcjonalności, łatwości obsługi, napraw i wymiany elementów składowych. Wspólnie z przyjacielem z uczelnianych ław, Lutzem Rudolphem stworzyli już w pierwszej połowie lat 60. XX w. niezapomniany duet twórców, współpracujący doraźnie z największymi zakładami przemysłowymi NRD.
O tym, że design złożony na ołtarzu funkcjonalności może być najwyższej próby, świadczą projekty Trabantów nowej generacji (zwykle z nadwoziami typu hatchback) z drugiej połowy lat 60., zunifikowanej rodziny ciężarówek i autobusów IFA/Robur z kolejnej dekady, czy też powielane w serii kształty Wartburga 353, Simsona S50 bądź MZ ETZ 125/150.
Jednak właśnie w przypadku naszego bohatera myśl przewodnia Dietela wspięła się na absolutne wyżyny. Nie dość że konstrukcję możliwie mocno zunifikowano z rodziną klasycznych motorowerów S51 (kompletny napęd, widelec teleskopowy, elementy tylnego zawieszenia, układu hamulcowego i niezliczonego osprzętu), to jeszcze nowatorska, tłoczona z blach rama – zamiast kryć się pod zewnętrznymi osłonami – pozostała wyeksponowana jako najbardziej charakterystyczny element zewnętrznego designu. Podobnie rzecz miała się ze zbiornikiem paliwa i przednim widelcem – niczym nieosłonięte, lecz doskonałe w formie, współtworzą do dziś przemyślaną oraz zrównoważoną całość.