nr 10/2022
Oszczędność w niemieckim wykonaniu przejawiała się nie tylko z racji narodowych cech, ale także jako wynik socjalistycznej gospodarki w NRD, której właściwością był stały niedobór rozmaitych dóbr. W pozostałych krajach bloku wschodniego było to także normą. Pierwsze Wartburgi pokazane w 1955 r., od strony podwozia i zespołu napędowego były niemal identyczne z IFĄ F9, czyli faktycznie przedwojenną DKW F9. W ten sposób, decydując się na nowy model można było zachować większość oprzyrządowania produkcyjnego.
Koniec lat 50.
W podwoziu Wartburga zderzał się nowoczesny układ zblokowanego przedniego napędu z przestarzałą ramową konstrukcją i dwusuwowym silnikiem, który co prawda w latach 50. nie był uznawany jeszcze za przeżytek. Zastosowane podwozie z przednim niezależnym zawieszeniem na poprzecznych resorach było ciężkie, mało komfortowe, ale trzeba przyznać, że zapewniało niezłą stabilność samochodu. Niestety, miało też dużą liczbę punktów smarowania.
Praktycznie takie samo zawieszenie (jeśli chodzi o rozwiązania) i ramę miała nasza Syrena. Nie wszyscy wiedzą, że rama Syreny była wzorowana na DKW, a całe jej podwozie obarczone było problemami materiałowymi. O przegubach homokinetycznych Syreny krążą barwne wspomnienia, gdy założenie przegubów od Wartburga (pasowały bez przeróbek) rozwiązywało problem ich trwałości. Do dzisiaj głowię się jak w warunkach socjalistycznej gospodarki w NRD, udawało się tam produkować pojazdy (w tym motocykle) znacznie lepszej jakości niż u nas.
Co by jednak nie powiedzieć, to Wartburg w 1955 r. wyróżniał się linią nadwozia, która była co prawda o modnych trójbryłowych (pontonowych?) kształtach, ale niczego nie naśladowała. Harmonijne kształty o nienagannych proporcjach do dzisiaj mogą się podobać. Osobiście uważam, że lata 50. to okres niespotykanego później zróżnicowania stylistycznego poszczególnych marek samochodów. Bez trudu i to z daleka, można było rozpoznać markę samochodu. Niektórzy twierdzą, że lata 60. były pod tym względem jeszcze ciekawsze, ale ja nie znajduję na to wystarczającej liczby przykładów.
Jeśli chodzi o silniki dwusuwowe, to Niemcy byli w tym zakresie mistrzami, bo wypada przy okazji wspomnieć, że doskonałe dwusuwowe silniki SAAB-a powstały przy współpracy z niemieckimi konstruktorami. Trzycylindrowy silnik o pojemności 900 ccm montowany w pierwszych Wartburgach był szybko modernizowany, zwiększano jego pojemność, moc i trwałość. Z początkowych 37 KM moc wzrosła do 40 i 45 KM, a w przypadku modelu 313 z dwoma gaźnikami nawet do 50 KM. Chmurka dymu, jaką zostawiały Wartburgi, nikomu wtedy nie przeszkadzała.
W Polsce Wartburg był obiektem poszukiwanym. Bardzo krótko sprzedawano go u nas w otwartej sprzedaży, a w NRD trzeba było się na niego zapisywać z wieloletnim wyprzedzeniem. Był też obiektem eksportu, co wymuszało na producencie wysoką jakość i niezawodność. W Polsce, w 1957 r., kiedy sprowadzono niewielką ilość Wartburgów 311, wyceniono je na 75 tys. złotych. Dla porównania Škoda 440 Spartak kosztowała 95 tys., a naszą Syrenę wyceniono na 72 tys. – Syrenę, która cierpiała na dziesiątki chorób „wieku dziecięcego”. W tym roku pojawiły się też Fiaty Multipla o niezwykłym wyglądzie i rewelacyjnej funkcjonalności w cenie 82 tys. złotych.
Niestety nie było to tak, jak dzisiaj, że wystarczyło mieć pieniądze. Na domiar tego, jak się już taki samochód kupiło, to bez wątpienia czekała nas wizyta w urzędzie skarbowym, gdzie musieliśmy się wykazać źródłami pochodzenia gotówki.
Niestety, w latach 60. dla Wartburga, jego nadwozie już tak bardzo nie zachwycało i tę świadomość mieli także konstruktorzy z AWE w Eisenach. Przyszedł czas na modernizację.
Dlaczego na ramie?
W 1965 r. sensacją jesiennych Targów Lipskich była prezentacja nowego Wartburga, oznaczonego teraz jako 312/1000. Dla ścisłości trzeba dodać, że model przejściowy otrzymał oznaczenie 312-1 w odróżnieniu od poprzednika na konwencjonalnym podwoziu. Wtedy nie ogłoszono, że jest to tylko etap przejściowy do nowego modelu 353, ale już rok później wszystko stało się jasne. Zaprezentowane zmiany konstrukcyjne przyjęto z dużym entuzjazmem, ale czy rzeczywiście były aż tak widoczne?